Nasypałam kawy do ekspresu i tępo wpatrywałam się w strumyczek brązowej cieczy napełniający filiżankę. Próbowałam wykasować z pamięci poranny esemes od Emila, który oczywiście zignorowałam: Halo, myszko, co się dzieje, gdzie jesteś? Do świadomości przedostawały się obrazy ojca, który na kolanach błagał matkę o wybaczenie i drugą szansę. Przysięgał, dawał słowo honoru, że przenigdy nie zrobi czegoś podobnego. Niestety jej koszmar powrócił po roku i wszystko działo się od początku. Przyrzekłam sobie, że nigdy nie popełnię jej błędu.
Dolałam odrobinę mleka, posłodziłam płaską łyżeczką cukru i pomaszerowałam do komputera. Liczyłam, że moje wcześniejsze pojawienie się w pracy zaowocuje wydajniejszym porankiem. Przeważnie od dziesiątej telefon firmowy wygrywał do znudzenia tę samą melodyjkę, „Only You” Presleya. Za każdym razem obiecywałam sobie, że ją zmienię, jednak plan odchodził w zapomnienie, w momencie kiedy rozłączałam się ze swoim rozmówcą. Pomysłodawca ustawienia tej serenady właśnie trzasnął drzwiami i w pomieszczeniu rozległ się jego głos.
– Czołem, Olcia.
Ile jeszcze razy mam go informować, że nie znoszę, gdy zdrabnia w ten sposób moje imię… Brak słów. W myślach odpowiedziałam „cześć” i ponownie skupiłam się na korekcie treści do posta na media społecznościowe.
Widząc kątem oka Huberta stojącego przy moim boku, dopiero teraz odpowiedziałam na jego przywitanie.
– Cześć – rzuciłam.
– For you!
Przeliczyłam się, sądząc, że będę mogła popracować w samotności i spokoju. „Only You”, for you – jego tendencyjny romantyzm potrafił rozbrajać, dziś drażnił mnie jak mydliny w oczach.
– Co to? – palnęłam zdumiona.
– Róża.
– Ślepa nie jestem… Niby z jakiej okazji?
Widziałam jego zmieszanie i uciekające spojrzenie. Moje jaszczurze nastawienie go zaskoczyło.
– Tak po prostu – odparł.
– „Tak po prostu”… Idź i zajmij się swoimi rzeczami. A tak w ogóle co ty dzisiaj tak wcześnie?
– Wyjątkowo szybko się obudziłem.
Faktem było, że potrafił mnie zaskakiwać i rozpieszczać. Lubił wyjeżdżać na eventy w kraju, z których przywoził mi zawsze jakiś drobiazg. Ostatnio dostałam prześliczny pierniczek z Torunia. Uzmysławiałam sobie, że miłymi prezencikami powinien obdarowywać mnie mój facet, a nie kumpel z pracy. W łóżku, przed zaśnięciem, często analizowałam swój związek i dochodziłam do wniosku, że łączące mnie i Emila „uczucia” przypominały zaschnięty beton i że od pewnego czasu czułam się czyjąś własnością.
Moment nie był idealny na kwiatki. Pomimo to opanowałam emocje i wymusiłam uśmiech, spoglądając na roślinkę na biurku.
– Dzięki, ale skoro już stoisz, wstaw to do szklanki. – Posłusznie pomaszerował. – I tak w ogóle, jak przynosisz do biura kwiaty, to mógłbyś pomyśleć o wazonie – zaznaczyłam.
Hubert kręcił się w tę i z powrotem. A to poszedł do aneksu kuchennego, a to do łazienki. Zagadywał tekstami bez znaczenia.
– Jak było w Bydgoszczy?
– Raczej na szkoleniu. Nie miałam czasu na zwiedzanie.
– Nie o to mi chodziło – sprostował.
– Nic szczególnego poza tym, że z tej grupy pięć osób wpłaciło już zaliczki na następne szkolenie.
– Nieźle. – Odwrócił się na fotelu w stronę monitora.
– No i jak zwykle skończyłam po godzinach. Chyba upomnę się o zapłatę za nadgodziny – zażartowałam.
Dopijając kawę, spoglądałam na profil Huberta. Zaczesana do góry czupryna świeciła się od nadmiaru lakieru. Ciemny zarost, równiutko przycięty, rysował się od baków po czubek brody, zarastając również miejsce pod nosem. Był wyjątkowo przystojny, co doskonale wykorzystywał w relacjach z kobietami. Ten fakt sprawiał, że usprawiedliwiałam nasz krótki epizod, kiedy wpadłam w jego sidła za czasów studenckich. Po rozstaniu traktowałam go jak typowego lowelasa, ale mimo wszystko lubiłam tego gościa.
– Jestem za. Tylko pamiętaj o mnie, nie mam nic przeciwko temu, by dostać podwyżkę.
– Zapomnij! Niedawno dostałeś – skwitowałam. – Co najwyżej otrzymasz premię po evencie w Warszawie.
Nie narzekałam na brak gotówki. Wysokość przelewów na prywatne konta pracowników ustalałam ze wspólnikiem, Kamilem. Razem ciągnęliśmy ten interes. Wprawdzie on był oficjalnie, na papierze, właścicielem firmy, jednak mieliśmy dżentelmeńską umowę. Beze mnie to wszystko by nie przetrwało. Motorem napędowym byli klienci, których zdobywałam sama, przez kilka lat harówy, by przywieść ich później do wspólnej firmy. To ja miałam bezpośredni kontakt z zainteresowanymi na salach szkoleniowych. Gdybym odeszła, zabrałabym ich ze sobą.
Kamil zajmował się marketingiem; problemu nie sprawiały mu również sprawy urzędowe. Połączyliśmy siły około rok temu. Ja zapewniłam klientelę, on budynek w Warszawie, w którym urządziliśmy główne biuro. Druga placówka pozostała w Gdańsku, z którego nie miałam zamiaru się wyprowadzać. Tutaj wziął swój początek Ruch Rozwoju, kiedy samotnie rozkręcałam interes.
Zatrudnialiśmy jeszcze Julię, która głównie biegała po firmach i przedstawiała oferty, a Łukasz – szkoleniowiec – pojawiał się z doskoku. Hubert zajmował się sprzętem i wszelkimi technicznymi sprawami w firmie. Wszystko się zazębiało, a grono chętnych na szkolenia powiększało.
– Ty to jesteś pamiętliwa – oświadczył. – Co robisz dzisiaj wieczorem?
– Co masz na myśli? – Nie byłam pewna, po co mu ta informacja.
– No może dasz się zaprosić na jakąś kolacyjkę?Uniosłam brwi, a na czole wyskoczyła brygada zmarszczek. Nie zauważył mojej reakcji, bo wodził wzrokiem po klawiaturze. Zastanawiałam się, skąd taka propozycja. Po chwili już wszystko było jasne: spontaniczne kwiatki, teraz kolacja – dobre sobie.
– No nie mów, że ta żmija ci wszystko sprzedała – wypaliłam nabuzowana.
– A to tajemnica?
– Podziwiam twoją szybkość w działaniu – ironizowałam. – Jeżeli liczyłeś na randkę, zapomnij.
– Liczyłem na najzwyklejszą w świecie wspólną kolację. – Uśmiechał się.
– A wiesz, co to żałoba? Poza tym chyba półtora roku temu mówiłam ci po raz któryś z kolei, że nie jesteś w moim typie.
– Aj tam, charaktery się zmieniają.
– Ale zdaje się, że co siedem lat – powiedziałam.
– Olcia, na ciebie zaczekam i siedem lat.
– Jak dostaniesz kopa za tę Olcię, to boję się, że tego czasu możesz nie dożyć. – Nie wiedziałam, czy mówił poważnie, czy się droczył.
Wolałam uciąć temat. Moja Monia nie potrafiła trzymać języka za zębami. Oczywiście w domu mi powie, że nie wspomniałam, aby rozstanie miało pozostać tajemnicą. Po jednej imprezie, na której poznała moje pracownicze towarzystwo, powiększyła grono znajomych na Facebooku o wszystkich uczestników. Hubert regularnie z nią korespondował i brał na spytki. Moja przyjaciółka w nadziei, że wzbudzi w nim zainteresowanie, często ucinała z nim pogawędki. Wilczka, rasowego psa na baby, jednak do niej nie ciągnęło. Gustował w szczupłych, długonogich blondynkach. Monika zaś była lekko zaokrąglona, co wynikało z niskiego wzrostu i budowy ciała. Na całe szczęście nie miała na tym punkcie kompleksów. Nadrabiała pozytywnym nastawieniem, humorem i ciepłym sercem.
– No dobra, nie naciskam. Ale jakbyś szukała towarzystwa, to wal śmiało – oznajmił.
– Okej. Teraz najbardziej pragnę odreagować tę całą sytuację. W sumie nie pamiętam, kiedy byłam na urlopie.
– Za bardzo kochasz to, co robisz? Choć z drugiej strony nie wyobrażam sobie, byś leżała plackiem na plaży w Mielnie.
Zastanawiałam się, czy rzeczywiście nie wytrzymałabym nawet jednego weekendu, relaksując się nad morzem.
– Można coś kochać, jednak i tak człowiek może się wypalić – starałam się wyjaśnić, co czułam. – Czasem potrzeba odskoczni. Resetu.
– Zgodzę się, jak najbardziej – potwierdził.
– Najchętniej bym gdzieś wyjechała, porobiła coś innego. Tyle jest interesujących rzeczy, cudownych zajęć.
– Nie zapomnij o tym, że najlepiej tam, gdzie nas nie ma.
– Wiem, ale chodzi mi o zmianę tylko na chwilę.
– Nie dziwię się, szczególnie że masz tak kreatywną duszę, która potrzebuje wrażeń. W tygodniu skończę swoje pierdoły i jak nic innego nie wypłynie do roboty, to możemy zrobić gdzieś wypad – zaproponował. – Najbliższe szkolenie masz, o ile dobrze kojarzę, za dwa tygodnie.
– Już się pakuję, kochanie – zakpiłam. – Jak na razie mam dość facetów. A jeżeli u ciebie taki luzik, to pogadam z Kamilem, żeby coś ci wynalazł do roboty.
– Obejdzie się, dobrodziejko.
Posiedziałam w biurze do piętnastej. Wracając do domu, zjadłam obiad w barze szybkiej obsługi. Nie miałam dla kogo gotować, a z drugiej strony wcale za tym nie tęskniłam.
Moniki jeszcze nie było w domu. We wtorki po robocie chodziła do samotnej kobiety w centrum. Sprzątała i robiła jej zakupy zupełnie bezinteresownie. Czasem robiła to w poniedziałki; dotrzymywała jej towarzystwa, słuchając historii o tym, co kobieta przeżyła podczas drugiej wojny światowej.
Zabrałam się za szperanie w internecie. Liczyłam, że znajdę w końcu ciekawą ofertę turystyczną. Marzył mi się wyjazd z dala od miejskiego zgiełku. Do miejsca, gdzie będę mogła robić to, co przyjdzie mi do głowy. Ale – co ciekawsze – chętnie zdałabym się też na inwencję kogoś, kto zaplanuje mój dzień od świtu do nocy. Odpadało jedynie leżenie plackiem na plaży, jak to mawiał Hubert. Samotność sprzyja rozpamiętywaniu. Czułam w sobie złość przez mojego byłego, jak również smutek. Musiałam się czymś zająć, by nie myśleć i nie rozbudzać żalu, bo Emil nie upraszczał mi tego zadania. Przysłał kolejnego esemesa, który ukłuł mnie jak igła wbijana w pośladek.
Kurwa, może byś chociaż odpisała!
Rozjuszył mnie jak byka. Hormony buzowały. Zadzwoniłam.
– Czego chcesz? – wypaliłam.
– Może „cześć” albo „dzień dobry” – zaczął spokojnie. – Widzę, że jak nie rzuci ci się bluzgiem, to się nie odezwiesz.
– Bo może nie mam zamiaru się do ciebie odzywać. Tak trudno zrozumieć?
– To wyjaśnij, o co ci chodzi.
– „O co ci chodzi?” – powtórzyłam debilny tekst.
– Tak, bo co ma znaczyć ta kartka i dołączony rekwizyt?
– Osłabiasz mnie.
Nie wiedziałam, jak rozmawiać z idiotą. Czego on nie rozumiał?
– Jeżeli myślisz, że cię zdradziłem, to się grubo mylisz. Nie mam pojęcia, skąd to wytrzasnęłaś – oświadczył.
– To sprostuję. – Starałam się uspokoić. – Zza twojego łóżka.
– Naszego łóżka – poprawił.
– Nie, to jest już twoje łóżko. Nie toleruję zdrady. Jesteś zwykłym gnojem.
– Nie zdradziłem cię.
– Mam dosyć tej rozmowy. Nie mogę tego słuchać.
Dyskusja nie miała sensu. Dziad swoje, baba swoje.
– Olka, wyciągasz pochopne wnioski.
– To nie są wnioski, tylko fakty. Nie chcę cię znać. Nie dzwoń, nie pisz, wypierdalaj z mojego życia!
Odsunęłam telefon od ucha, by się rozłączyć. Zdążył jeszcze wykrzyczeć do słuchawki:
– Żebyś się nie zdziwiła.