Nie wiem jak Ty, ale ja uwielbiam ten stan, kiedy pojawia mi się nowy pomysł na historię. Nie mogę wtedy się doczekać, żeby odpalić edytor tekstu i zacząć transferować słowa z głowy na twardy dysk w komputerze.
Bazując na doświadczeniu, obecnie nie piszę do upadłego. Owszem mógłbym siedzieć pół nocy i wyrzucać z siebie słowa, jednak grozi to przedawkowaniem. W moim przypadku doprowadziłbym w ten sposób do takiego stanu, że kolejnego dnia, na myśl o pisaniu, doznałbym akcji wymiotnej. Niesie to za sobą konsekwencje, że odkładając tę wspaniałą czynność na później, będę szukał wymówek, by znaleźć cokolwiek innego do roboty, by tylko nie stukać w klawiaturę.
Nie chcę w tym momencie powiedzieć, że pisanie, nie patrząc na biegnące wskazówki na tarczy zegarka, jest czymś złym, jednak nie na początkowym etapie kariery pisarskiej. Do tego trzeba przywyknąć i wdrożyć ten nawyk w krew. Przestawić się na regularne, wysokie loty, także wymaga dłuższej pracy nad sobą.
Na etapie początkującego autora, warto ustalić sobie cel, o ile poszerzymy bazę, zapisanymi słowami. I lepiej, by było to mniej, niż za dużo. Nie wypełniając własnych postanowień, możemy zapędzić się w demotywującą samokrytykę.
To ile pisać dziennie? Wszystko zależy, ile regularnie, dzień w dzień, możemy poświęcić czasu na pisanie. Ja mam około dwóch wolnych godzin. Tak więc mój ustalony próg, to 500 słów dziennie, co przekłada się na 3 do 3,5 tysiąca znaków ze spacjami. A dlaczego przeliczać swoją twórczą produkcję na słowa, czy też znaki? To wyjaśnimy Ci w kolejnym artykule.