UWOLNIJ ZMYSŁY prolog 1/2

PROLOG 1/2

We wnętrzu unosił się smród dymu papierosowego, który mieszał się z zapachem drażniącego potu. Ciszę zakłócał stukot uderzających o burtę fal, a jednostajny pomruk silników świadczył o tym, że łódź poruszała się w wyznaczonym kierunku. Przez podłużne okienka wlewała się czerń. Tylko dwie tlące się lampki umieszczone na podsufitce próbowały się przeciwstawić nocy.

Monika Balczyńska zastanawiała się, ile minęło godzin, odkąd znalazła się pod pokładem. Miała uczucie, że płynęli już wieczność. Zupełnie straciła rachubę czasu. Adrenalina wywołana strachem odpuszczała. Mięśnie drętwiały od długotrwałego kulenia się w niezmiennej pozycji. Naprzeciwko Moniki siedziały dwie koleżanki. Edyta, długowłosa blondynka, miała zamknięte oczy, jej usta zaś jednostajnie się poruszały. Monika z łatwością potrafiła wyczytać z jej warg bezdźwięczne słowa modlitwy: Zdrowaś Mario, łaskiś pełna… Na policzku rudej Wiolki była rozmazana strużka zaschniętej krwi, a w mętnym wzroku brakowało jakiejkolwiek chęci do życia.
Oprócz ich trójki w środku przebywało dwóch mężczyzn. Zajmowali miejsce od strony wejścia do kabiny. Monika kątem oka przyglądała się facetowi naprzeciw. Drzemał z głową opartą o pluszowy zagłówek. Nogi, odziane w wojskowe spodnie oraz glany, trzymał na drewnianej futrynie, tarasując drogę
prowadzącą na pokład.
W tym momencie Monika nie widziała szansy na ucieczkę. Wszelkie przeciwstawianie się agresorom nie miało sensu. Przekonała się o tym ruda, gdy bunt przed skrępowaniem rąk przypłaciła rozbitym nosem. W obecnym położeniu Monika wolała uczyć się na czyichś błędach. Analizowała sytuację i żywiła nadzieję, że koszmar, jaki przeżywała wspólnie ze swoimi towarzyszkami, skończy się szczęśliwie.
Jej myśli kotłowały się. Wirowały w głowie obrazy sprzed kilku godzin. Pamiętała, że byli oddaleni od brzegu o kilka kilometrów, gdy wielka motorowa łódź uderzyła w jacht, na którym spędzała czas ze swoimi trzema koleżankami. Po kilku sekundach nastąpiła wywrotka, a kajuta, w której w tamtej chwili
przebywała, błyskawicznie nabrała wody. Cudem udało jej się wypłynąć na powierzchnię, jednak limit szczęścia się wyczerpał. Została wyciągnięta z wody przez bezwzględnych, uzbrojonych typów, a następnie skrępowana i uwięziona pod pokładem. Wioletta i Edyta, które schwytano w pierwszej kolejności, ryczały. Monika nie rozumiała słów wykrzykiwanych przez nie w histerii. Powtarzały w kółko: „Zabili ją… zabili”. Ruda dostała po raz kolejny cios w twarz, po którym wylądowała na podłodze. Od tej pory rozbrzmiewał już tylko płacz mieszający się z podniesionymi głosami porywaczy, którzy – jak przypuszczała – próbowali uciszyć dziewczyny w języku norweskim.
Monika zadawała sobie w kółko jedno pytanie: dlaczego zostały porwane? I czy rzeczywiście Anka, której brakowało, została zamordowana? Ogarnęło ją okrutne poczucie winy. Gdyby nie namówiła koleżanek na ten cholerny rejs, gdyby nie podsunęła Wioletcie pomysłu, by zarejestrowała się na stronie
agencji, do niczego by nie doszło. Zamknęła oczy, próbując sobie wmówić, że to tylko przerażający sen. Pragnęła zasnąć i obudzić się w swoim mieszkaniu. Wstać z łóżka, zrobić kawę i delektować się nią wspólnie z Olką.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Shopping Cart
Scroll to Top